Kukurydzę liczy się w przypadku uzyskania zbiorów na poziomie 10 t/ha – agrarna

Nikt nie ma wielkiej chęci zarobić 90 centów za dolara zainwestowanego w kukurydzę. Powiedział to w wywiadzie dla Latifundist.com, Aivaras Abromavychus, współwłaściciel holdingu Agro-Region, pisze Kurkul.com.

W zeszłym roku gospodarstwo obsiało kukurydzą prawie 16 tys. ha, w tym roku będzie to niecałe 5 tys. ha. Zmniejszając udział kukurydzy, planują zwiększyć areał upraw soi i słonecznika.

Jak zauważył Aivaras Abromavychus, zyski na kukurydzy liczy się, gdy plon wynosi co najmniej 10 t/ha.

„Jeśli uzyskasz plony na poziomie 10 t/ha, to możesz to znieść. Ale nikt nie może zagwarantować takich liczb co roku. I nikt nie ma wielkiej ochoty zarobić 90 centów na zainwestowanym dolarze” – wyjaśnił rolnik.

Ponadto, jego zdaniem, uprawa tanich roślin, takich jak kukurydza i pszenica, zawsze wiąże się z wysokimi kosztami logistycznymi i związanym z nimi ryzykiem. W przypadku tych upraw koszty logistyki mogą sięgać 50% ostatecznej ceny sprzedaży. Natomiast koszty logistyki soi czy rzepaku na tej samej trasie wynoszą 25% ceny końcowej.

„Chociaż w dalszym ciągu patrzymy na kukurydzę – ostrożnie, ale pozytywnie. Innymi słowy, w naszych sercach pozostajemy „hodowcami kukurydzy”. Nawiasem mówiąc, w dwóch z trzech regionów Ukrainy, w których zajmujemy się rolnictwem, poziom wilgotności gleby jest obecnie na rekordowym poziomie od 18 lat. Mamy więc nadzieję, że w przyszłym sezonie wszystko będzie dobrze z kukurydzą” – dodał Aivaras Abromavicius.

Rolnik zapewnia, że ​​soja i rzepak wiążą się z własnym ryzykiem.

„Na przykład w przypadku rzepaku nie była to miłość od pierwszego wejrzenia”. Kiedy siedem lat temu zaczęliśmy ją uprawiać, wynik nie zrobił na nas wrażenia i nie dawał wielkich nadziei. Ale w zeszłym roku obraz był już zupełnie inny – zarówno pod względem plonów, jak i ceny, i wyniku końcowego. Wszystko jest względne” – wyjaśnił współwłaściciel holdingu.

Jeśli chodzi o uprawy alternatywne, takie jak np. burak cukrowy, rolnik jest ostrożny.

„Buraki zostały dokładnie zbadane. Planowano nawet zasiać nim do 1000 ha i uprawiać go według schematu Dawalnickiego. Ale w końcu się powstrzymali. Okazało się, że są problemy ze sprzedażą cukru. Potencjalni nabywcy w Polsce i na Litwie odmówili podpisania kontaktów forwardowych lub zgodzili się na warunki drapieżnego rabatu. A teraz, patrząc na ograniczenia w imporcie ukraińskiego cukru do Unii Europejskiej, widzimy, że się nie mylili” – powiedział Aivaras Abromavychus.

Jego zdaniem rynek cukru jest bardzo zmienny. Podobnie jak na przykład rynek gryki czy cebuli. Dlatego dość trudno jest dostosować się do tych kultur.

Nikt nie ma wielkiej chęci zarobić 90 centów za dolara zainwestowanego w kukurydzę. Powiedział to w wywiadzie dla Latifundist.com, Aivaras Abromavychus, współwłaściciel holdingu Agro-Region, pisze Kurkul.com.
W zeszłym roku gospodarstwo obsiało kukurydzą prawie 16 tys. ha, w tym roku będzie to niecałe 5 tys. ha. Zmniejszając udział kukurydzy, planują zwiększyć areał upraw soi i słonecznika.
Jak zauważył Aivaras Abromavychus, zyski na kukurydzy liczy się, gdy plon wynosi co najmniej 10 t/ha.
„Jeśli uzyskasz plony na poziomie 10 t/ha, to możesz to znieść. Ale nikt nie może zagwarantować takich liczb co roku. I nikt nie ma wielkiej ochoty zarobić 90 centów na zainwestowanym dolarze” – wyjaśnił rolnik.
Ponadto, jego zdaniem, uprawa tanich roślin, takich jak kukurydza i pszenica, zawsze wiąże się z wysokimi kosztami logistycznymi i związanym z nimi ryzykiem. W przypadku tych upraw koszty logistyki mogą sięgać 50% ostatecznej ceny sprzedaży. Natomiast koszty logistyki soi czy rzepaku na tej samej trasie wynoszą 25% ceny końcowej.
„Chociaż w dalszym ciągu patrzymy na kukurydzę – ostrożnie, ale pozytywnie. Innymi słowy, w naszych sercach pozostajemy „hodowcami kukurydzy”. Nawiasem mówiąc, w dwóch z trzech regionów Ukrainy, w których zajmujemy się rolnictwem, poziom wilgotności gleby jest obecnie na rekordowym poziomie od 18 lat. Mamy więc nadzieję, że w przyszłym sezonie wszystko będzie dobrze z kukurydzą” – dodał Aivaras Abromavicius.
Rolnik zapewnia, że ​​soja i rzepak wiążą się z własnym ryzykiem.
„Na przykład w przypadku rzepaku nie była to miłość od pierwszego wejrzenia”. Kiedy siedem lat temu zaczęliśmy ją uprawiać, wynik nie zrobił na nas wrażenia i nie dawał wielkich nadziei. Ale w zeszłym roku obraz był już zupełnie inny – zarówno pod względem plonów, jak i ceny, i wyniku końcowego. Wszystko jest względne” – wyjaśnił współwłaściciel holdingu.
Jeśli chodzi o uprawy alternatywne, takie jak np. burak cukrowy, rolnik jest ostrożny.
„Buraki zostały dokładnie zbadane. Planowano nawet zasiać nim do 1000 ha i uprawiać go według schematu Dawalnickiego. Ale w końcu się powstrzymali. Okazało się, że są problemy ze sprzedażą cukru. Potencjalni nabywcy w Polsce i na Litwie odmówili podpisania kontaktów forwardowych lub zgodzili się na warunki drapieżnego rabatu. A teraz, patrząc na ograniczenia w imporcie ukraińskiego cukru do Unii Europejskiej, widzimy, że się nie mylili” – powiedział Aivaras Abromavychus.
Jego zdaniem rynek cukru jest bardzo zmienny. Podobnie jak na przykład rynek gryki czy cebuli. Dlatego dość trudno jest dostosować się do tych kultur.
Загружаем курсы валют от minfin.com.ua